sobota, 31 maja 2014

Rozdział 10

- Boję, boję o to, że komukolwiek z was stanie się krzywda. Boję się, że już cię nie zobaczę. Coś zawsze może pójść nie tak, wiem o tym? A co jeśli nie dam rady, tak na prawdę to nigdy nie miałam być ja, to jakiś cholerny błąd. - szepnęłam. Leżeliśmy na łące, nocą patrząc w gwiazdy. Czułam  się spokojnie mimo, że już jutro może życie może się zmienić o 180 stopni.
- Nie bój się księżniczko. Zawsze obok ciebie będziemy. Sam nie pozwolę aby cokolwiek ci się stało. - pocałował mnie w czubek głowy.
- Kto by pomyślał, że tak to się wszystko potoczy, wiesz? Na początku wcale nie miałam uczęszczać do tej szkoły. Miałam się uczyć w domu, pod okiem mamy, taty i wielu innych z rady. Każdy zna moje przeznaczenie. Czasem po prostu czuję, że nikt mnie nie rozumie. - westchnęłam i mocniej wtuliłam się w tors Zayna.
- Po prostu nie potrafią się postawić na twoim miejscu. Tak przy okazji masz pozdrowienia od całej naszej paczki, dziewczyny kazały przekazać, że kochają i tęsknią.
- Ja za nimi też, za wszystkimi. Za wiecznie uśmiechniętym Harrym, za głupimi pomysłami Louisa i Olivii. Za wiecznie aroganckim i egoistycznym Niallem, za kochanym i pomocnym Liamem. Za dziwnym poczuciem humoru Ruby, za radami Lily. Za nimi wszystkimi.
- Jeszcze będziemy się z tego wszystkiego śmiać zobaczysz. - objął mnie mocniej.
- Kocham cię. - uniosłam się lekko na rękach i spojrzałam mu w oczy.
- Ja ciebie też, ja ciebie też. - musnęłam jego usta. W takich momentach chciałam aby czas przestał istnieć, aby wszystko zatrzymało siew jednej minucie.
~*~
- Julson - usłyszałam krzyk i natychmiast się odwróciłam. W tej chwili w ramiona rzuciły mi się dziewczyny, uśmiechnęłam się i mocno je przytuliłam.
- O Matko, laski jak ja się za wami stęskniłam. - powiedziałam a po moich policzkach spłynęły łzy. Zaśmiałam się cicho.
- My za tobą też, mała. Jak się trzymasz? - zapytała Lily.
- Jak na razie to jest dobrze, nawet bardzo. - uśmiechnęłam się, podeszłam do chłopaków i przytuliłam każdego z osobna. - Gotowi?
- Jasne - odpowiedzieli chórem. Pokręciłam głową z uśmiechem na ustach. Zauważyłam Andyego, który dał mi znak.
- Zaczynamy.
~*~
Stałam przed posiadłością Christophera. Wystrzeliłam sygnał, którego odgłos rozniósł się po całej okolicy. Po chwili przed budynkiem znaleźli się wszyscy wraz z samym ich panem.
- Witam Christopherze!  - uśmiechnęłam się.
- Julia, nie sądzę aby przychodzenie tutaj było dobrym pomysłem. - stwierdził.
- Dlaczego? Przecież to musiałoby się kiedyś wydarzyć, nieprawda? Po co zwlekać? - zapytałam.
- Jesteś taka głupia i naiwna.
- Dziękuję, ale wiesz nie musisz mi już prawić komplementów. - przekręciłam głowę.
- To nie mądre posunięcie - uśmiechnął się - dalej!
W tym momencie wszyscy jego ludzie ruszyli w moim kierunku. Zaraz obok mnie pojawili się moi sprzymierzeńcy. Posłałam mu cwany uśmieszek. Wiedzieliśmy doskonale, że ta bitwa dotyczy tylko i wyłącznie nas. Zaklęcia leciały jeden za drugim. Nagle przed oczami mignęło mi zaklęcie uśmiercające, popatrzyłam w tamtym kierunku, ale Zayn już pozbył się problemu i posłał mi zniewalający uśmiech. W jednym momencie widziałam wszystko, to jak Lily tworzy mini tornada pozbywa się Upadłych. Harrego, który najpierw manipuluje umysłem, później skacze i odrywa głowę, brutalne jednak skuteczne.
Zostałam trafiona potężnym zaklęciem, odleciałam na kilkanaście metrów do tyłu i uderzyłam ciałem o ścianę budynku. Czułam i słyszałam jak łamią mi się kości, krzyknęłam głośno. Upadłam na ziemię ciężko dysząc. Każdy najmniejszy ruch sprawiał mi ból. Zacisnęłam zęby i dłonie w pięść.
- Jesteś taka słaba, taka drobna, taka beznadziejna. - słyszałam głos Christophera, który do mnie podchodził. Po policzkach popłynęły mi łzy. Spojrzałam za niego, cała bitwa zakończona. Zostaliśmy tylko my, wszyscy patrzyli na to co się obok nas dzieje. Widziałam ból w oczach Zayna, gdy patrzył na mnie. Przeszył mnie ból na wskroś, wiłam się i krzyczałam, nie właściwie to wrzeszczałam. Torturował mnie i czerpał z tego przyjemność. Opadłam z sił, już nie miałam nawet siły, żeby krzyczeć, obraz mi się rozmazał.
Nagle znalazłam się jakby w innym miejscu, panowała tu biel. Z trudnością spojrzałam przed siebie. Zobaczyłam mężczyznę, dość młodego. Był ubrany w białą koszulkę i czarne spodnie, miał jasne oczy, które były prawie złote. Lekki zarost dodawał mu kilka lat. Mimo to wyglądał doskonale, nieskazitelnie.
- K-k-kim? je-je-jesteś? - zapytałam cicho.
- Jestem Salvador de La Rush Julio. Nawet nie wiesz jak się cieszę, że to właśnie ty jesteś częścią mnie. Czekałem na tą osobę, kiedy Elisabeth mi powiedziała, że narodził się mój potomek byłem szczęśliwy. Byłem z tobą zawsze, każdego dnia, o każdej porze. Widziałem jak dorastasz, jak uczysz się, widziałem twoją reakcję na skrzydła nieśmiertelności. Widziałem każdy twój dzień od chwili narodzin. Jestem z ciebie dumny. - uśmiechnął się.
- Przecież przegrałam, najważniejszą walkę w całym moim życiu, wszyscy będą płacić za mój błąd.
- Nie popełniłaś błędu. Czas na kolejny etap. - teraz zobaczyłam za nim skrzydła, skrzydła anioła.
- Otwórz się na to co daje ci świat. Wyzwól w sobie potężną energię. Pozwól aby magia wypełniła twoje serce.
Zamknęłam oczy i zobaczyłam wszystkich tych, których kocham. Poczułam ciepło na sercu.
- Otwórz się na miłość, to najsilniejsza magia na świecie. - Poczułam lekki ból w okolicach łopatek gdzie to w tym momencie pojawiły się prawdziwe skrzydła. Były potężne. Wszystkie kości się zrosły a ja poczułam się jak nigdy, potężna i niezwyciężona. - To twój czas.
- Zobaczymy się jeszcze? - zapytałam lekko.
- Zawsze kiedy będziesz tego potrzebowała zjawie się obok ciebie. Oczywiście w widocznej postaci, jednak zawsze będę częścią ciebie. - ujął moją dłoń. - Jesteśmy jednością.
- Dziękuję, trzymaj kciuki. - uśmiechnęłam się. Skrzydła zostały schowane a ja powróciłam na wcześniejsze miejsce. Byłam w ramionach mojego ojca. Uchyliłam lekko powieki i zobaczyłam zmartwioną twarz ojca.
~Nie smuć się ja żyję, tylko małe wsparcie dostałam. - powiedziała w jego umyśle, a ten spojrzał na mnie z uśmiechem.
- Oto czas, kiedy to ja zaczynam rządzę. Już nikt nie sanie na mojej drodze. Spójrzcie Julia Parker została pokonana. - wykrzyknął. W tym momencie wyrwałam się z objęć ojca. Stanęłam oko w oko z samym Christopherem.
- A ja mam jednak inne zdanie. - uśmiechnęłam się wyzywająco (przyp.aut. chodzi o wyzywająco, w sensie, że do walki).
- Petryficus - krzyknął a ja jednym zgrabnym ruchem zrobiłam unik. Pozwoliłam aby wypełniła mnie magia i uleciałam na potężnych skrzydłach kilka metrów nad ziemię.
- To mój świat, to ja jestem jego obrońcą - mówiłam kiedy na jego twarzy malowało się przerażenie - muszę zaprowadzić pokój i sprawić by ludzie, i wszystkie inne istoty były szczęśliwe.
- Niemożliwe. - szepnął, na co się uśmiechnęłam.
- A jednak. - podleciałam do Zayna, który uśmiechał się do mnie z miłością. Odwzajemniłam gest i jednym ruchem wypełniłam jego ciało białą i czystą magią. Cząstka Christophera uleciała w górę. Złapałam ja w dłoń i rozprysnęłam. - Ostatnia cząstka samego ciebie została zniszczona, a ja dokończę coś co zapoczątkowała moja babcia. - ostatnie spojrzenie na jego twarz. Jego ciało rozprysnęło się na miliony malutkich kawałków, które zamieniły się w pył i zniknęły. Stanęłam na ziemi.
Podbiegli do mnie wszyscy przyjaciele i rodzina. Wpadliśmy sobie w ramiona.
- To koniec. - szepnęłam.
- Nie kochanie, to początek nowej ery. - powiedział głos gdzieś za nami, odwróciliśmy się i zobaczyłam kobietę bardzo podobną do mnie i do mamy, wiedziałam, że to babcia.
- Jakiej? - zapytałam.
- Tej, w której to ty będziesz czuwała nad całym światem. Jestem z ciebie dumna, wszyscy jesteśmy. Bądź sobą i nigdy nie zmieniaj się dla nikogo, nawet dla kogoś takiego jak Zayn. - uśmiechnęła się w naszą stronę, kiwnęłam głową. - cieszę się, że wychowaliście ją na tak wspaniała kobietę. Kocham was i mam nadzieję, że szybko się nie zobaczymy. - zaśmialiśmy i wspólnie rodziną trzymaliśmy się za ręce.
- Dziękuję. - powiedzieliśmy całą czwórką, a ona z uśmiechem zniknęła.
- Czas na nowe życie. - powiedział Zayn i wpił się w moje usta.
Czasami życie daje nam niezłego kopniaka, wtedy trzeba dać z siebie wszystko i iść na przód, bo tylko najsilniejsi podnoszą się po przegranej. 
----------------------------------------------------------------------------
Powiem wam, że mimo wszystko jestem zadowolona z tego rozdziału. Jest taki, taki ... inny, nie sądzicie? Na prawdę sama się sobie dziwię, że coś takiego napisałam.

Teraz tak, zostało już niedużo rozdziałów, w których będzie kilka niespodzianek. Ale chciałabym niedługo rozpocząć nowy projekt, lecz tym razem z kimś. Jest ktoś chętny, aby napisać ze mną historię całkiem nową. Oczywiście tematyka dowolna. :))

2 komentarze:

  1. Niesamowite *o* a na sam koniec rozdziału się uśmiechnęłam aż <3 hahhahaha

    OdpowiedzUsuń
  2. Hej :) ja w sprawie nowej historii... chciałabym stworzyć ją z tobą.
    Proszę cię o kontakt: oneimagin1@gmail.com :)

    OdpowiedzUsuń