sobota, 22 marca 2014

Rozdział 4

Usiadłam na swoim stałym miejscu, kiedy Simon rozpoczął zebranie.
- Nastały trudne dla nas czasy, nie możemy czuć się już nigdzie bezpiecznie. Wiemy, że nie tylko to jest powodem tego zebrania. A więc Julio, możesz zacząć? - spojrzał na mnie, a ja wypuściłam powietrze z głośnym świstem. Wstałam z miejsca.
- Nie jest zbyt dobrze. Christopher wie, że żyję. Wie, że umarłam 17 lat temu. Rano było włamanie do szkoły, przeszukiwali mój pokój i znaleźli to czego potrzebowali. Około 3 godzin temu zostałam zaatakowana w budynku szkolnym przez czarnoksiężnika, nikt mi nie powie, że ta szkoła to bezpieczne miejsce. - warknęłam.
- Mamy najlepszą ochronę. - zarzekał się dyrektor.
- Jasne, tylko ta twoja ochrona wygląda tak, że ja muszę na korytarzu, na oczach innych uczniów zabijać, to do cholery nie jest normalne. - podniosłam głos.
- Może on wcale nie chce ciebie - padła sugestia - może on chce Malika.
- Nie wykluczam tego, ale co zrobimy, on o niczym nie wie. On nawet nie ma pojęcia jaką moc w sobie posiada. - wyrzuciłam ręce do góry.
- Musisz go wszystkiego nauczyć, tylko nie możesz się denerwować on wszystko bierze do siebie.
- Mam obchodzić się z nim jak z jajkiem? - mruknęłam.
- Tak - potwierdziła - A i na następny raz złap takiego czarnoksiężnika czy kogokolwiek innego, trzeba będzie ich przesłuchać.
- Okey. - powiedziałam i opuściłam pomieszczenie udając się z powrotem do szkoły.
Położyłam się do łóżka i odpłynęłam w krainę Morfeusza.

Obudziłam się kiedy ktoś powiedział siarczyste "kurwa". Otworzyłam oczy i zobaczyłam Andyego, który widząc mnie uśmiechnął się lekko. Podszedł do mnie i lekko musnął moje usta. Podniosłam się szybko i rozejrzałam po pokoju, ale nikogo w nim nie zastałam.
- Gdzie Olivia? - zapytałam.
- Poszła wcześniej, Ruby ją o coś prosiła. Minąłem się z nią w drzwiach. - podrapał się po karku - Chciałem cie przeprosić, za to, że robiłem ci wyrzuty.
- Nie ważne, to nic takiego. Pozwól ale idę pod prysznic zaraz mam szkołę. - wstałam i udałam się do łazienki. Wzięłam szybki prysznic, ubrałam się i zrobiłam delikatny makijaż, a włosy lekko podkręciłam. Wyszłam z łazienki, wzięłam telefon. Andyego już nie było i dobrze. Wyszłam z pokoju, zakluczyłam drzwi i zeszłam na dól, na stołówkę. Wzięłam sobie moje ukochane Latte Macchiato i zamówiłam musli owocowe. Zabrałam swoje śniadanie i podeszłam do stolika, przy którym siedzieli wszyscy chłopcy i Ruby z Lily.
- Siemka - powiedziałam
- Cześć - odpowiedzieli chórem, Liam posłał mi uśmiech, który odwzajemniłam.
- Jak tam? - zapytałam.
- Podobno wczoraj po tym włamaniu, w szkole pojawił się jeden z czarnoksiężników, ale któryś z uczniów go zabił. - powiedziała Ruby. Wymieniliśmy się z Liamem porozumiewawczymi spojrzeniami.
- To nie jest możliwe - stwierdziłam - żaden z uczniów nie jest na tyle silny, a po za tym to musiałby użyć zakazanego zaklęcia. Wtedy musiałby odpowiadać przed najwyższym sądem. Moim zdaniem to któryś z opiekunów, podobno ma nas strzec więcej strażników. - powiedziałam.
- Zobaczymy - powiedział Harry.
- Dobra czas do szkoły - odezwał się Liam, przytaknęliśmy. Wstaliśmy i udaliśmy się w kierunku budynku szkolnego. Andy zostawił mi rano mój rozkład zajęć, więc wiem, że zaczynam Angielskim, który mam razem z Louisem. Weszliśmy do klasy i zajęliśmy miejsce na samym końcu klasy. Tylko nie przemyślałam jednej rzeczy. Nauczyciele mogą sprawdzać obecność po nazwiskach. Na szczęście kobieta, z którą mieliśmy angielski sprawdzała po imionach. Odetchnęłam z ulgą.
- Dlaczego nie mówisz im prawdy? - zapytał mnie Louis.
- Wystarczy, że powiem moje nazwisko a wszyscy będą wiedzieli kim jestem. A teraz to nie jest najważniejsze. Nie rozumiesz, że ludzie się mnie boją? - mówiąc cały czas spoglądałam na chłopaka, który przypatrywał się mi.
- Im możesz zaufać, nie wiem jak dziewczyny, ale tych chłopaków już trochę znam i wiele razem przeszliśmy. Wiem, że można im powiedzieć wszystko. - uśmiechnęłam się.
- Wiem, Liam już wie o wszystkim.
- Skąd? - zapytał zdziwiony
- Kiedy poszłam do ich pokoju bo musiałam porozmawiać z Zaynem to akurat rozmawialiśmy i zaatakował nas Jacob. Nie miałam innego wyjścia. Później oczywiście musiałam mu wszystko wytłumaczyć. - mruknęłam. Wypuścił powietrze z głośnym świstem.
- No to nieźle. - powiedział.
- Panie Tomlinson jeśli chce cie pan umówić z koleżanką to po lekcji proszę. - powiedziała nauczycielka, a ja parsknęłam cicho śmiechem.
- Przepraszam - mruknął, a ja dalej się z niego nabijałam. - Ha Ha bardzo śmieszne.
- No bardzo.
- Czyli między nami wszystko okey? - zapytał z nadzieją.
- Tak, chociaż jak tatuś się dowie to nie będzie za szczęśliwy.
- walić to. - zaśmialiśmy się. Zadzwonił dzwonek i wyszliśmy z klasy. Następną miałam Matmę z Liamem i Zaynem. Staliśmy pod klasą i gadaliśmy na różne tematy. Zadzwonił dzwonek i weszliśmy do klasy, co najfajniejsze ławki były trzyosobowe więc usiedliśmy razem, ja na środku, po prawej Zayn, a po lewej Liam.
Wszedł nauczyciel i zaczął czytać listę obecności, a co gorsza po nazwisku.
- Malik
- Jestem.
- Parks - powiedział i spojrzał na mnie. tak stary znamy się.
- Jestem - odpowiedziałam, a wszystkie pary oczu zwróciły się na mnie.
- Payne
- Jestem. - kontynuował dalej, a ja słyszałam szepty i myśli wszystkich dookoła, oprócz Liama.
- Li?
- Hmm... - mruknął i spojrzał na mnie.
- Dlaczego nie mogę odczytać twoich myśli? - zapytałam, a ten tylko uśmiechnął się
- Wytwarzam tarczę, przez którą raczej nie da się przebić. - wyszczerzył się.
- Pff... - odwróciłam się do Malika. Zobaczyłam, że przygląda mi się. - Coś nie tak?
- Nie ale...
- Nie wierzysz, że jestem z tych Parksów? - zapytałam, a on lekko skinął głową. - Pogadamy po lekcji, mam bardzo ważną sprawę do ciebie.
- Okey - lekko się uśmiechnął. Przez resztę lekcji gadaliśmy trochę i dostawaliśmy opieprz od nauczyciela. Wysłałam mu w myślach taką oto wiadomość " Stary, wkopałeś mnie, więc teraz przestań się wydzierać" Od razu zamilkł.
Wyszliśmy z sali. Pociągnęłam Malika za rękę i podążyliśmy w ustronne miejsce, gdzie wyczarowałam portal, przez który przeszliśmy. Byliśmy w szkolnym ogrodzie. Usiadłam na najbardziej oddalonej ławce.
- Jak... ty.... to.... - za jąkał się.
- Jestem czarodziejką, to normalne. - westchnęłam - ale to nie ważne. Znasz historię swojej rodziny?
- Chodzi ci o moich rodziców itp. ? - pokiwałam głową - mniej więcej.
- Okey, znasz swojego ojca, wiesz po kim odziedziczyłeś magię?
- Nie, mama nigdy o nim nie wspominała, a co to ma do rzeczy.? - spojrzał na mnie.
- Twoim ojcem jest jeden z czarnoksiężników, ale nie byle jaki. Za jego czasów o mało cały magiczny wszechświat nie został zniszczony. Pewnego razu stosował hipnozę na kobietach wykorzystując je, on naturalnie o niczym nie pamiętały, urywał im się kawałek z dnia. Twoja mama była jedna z nich, przez to pojawiłeś się na świecie. Kiedy była w ciąży w bodajże 3 miesiącu Jason został unicestwiony, a twoja mama wiedziała, że możesz to po nim odziedziczyć. Teraz sam wybierasz swoją drogę, albo będziesz po stronie dobra albo zła. Tylko pamiętaj Christopher jeszcze o tobie nic nie wie. Kiedy się dowie będzie chciał cię przekonać na swoją stronę, jeśli mu się nie uda, będzie chciał cię zabić. Teraz musisz sam wybrać drogę zła, bądź dobra. - powiedziałam i wstałam - dam ci czas, tylko pamiętaj jeśli przejdziesz na naszą stronę, musimy jak najszybciej rozpocząć treningi. Zastanów się.
Udałam się w stronę szkoły zostawiając chłopaka samego sobie. Weszłam do szkoły i od razu obok mnie znalazła się Lily.
- Co jest? - zapytałam.
- Wszyscy już wiedzą, chłopaki chcą wyjaśnień, tak jak i dziewczyny. Krążą plotki, że to ty zabiłaś Jacoba. - zdała raport.
- Bo to byłam ja, ale dobra nie ważne. - westchnęłam - kiedy chcą się spotkać ?
- W przerwie na lunch, teraz mamy chyba razem lekcje nie?
- Nomm, nauka o magicznych stworzeniach. - powiedziała, razem udałyśmy się do sali lekcyjnej. Usiadłyśmy w ostatniej ławce, po chwili do sali wszedł Jacob, który jak się okazało jest mentorem Lily. Całą lekcję gadałyśmy, aż wreszcie zadał mi pytanie:
- Przeszkadzam ci ? - uniósł jedną brew.
- Nie, jest spoko - mruknęłam patrząc na niego.
- Skoro wiesz tak dużo to powiedz czym odróżnić wilkołaka od zmiennokształtnego?
- Najprostszym przykład ten zmiennokształtny wali mokrym psem, wilkołakiem nie. Po za tym to wilkołaki zmieniają się tylko podczas pełni chyba, że udoskonalili swoją zdolność wtedy zmieniają się kiedy tylko chcą. Nie jest to łatwe potrzeba lat ćwiczeń. Zmiennokształtni zmieniają się kiedy tylko chcą, nie zawsze nad tym panują, zazwyczaj ci przedstawiciele żyją razem, coś jak centaury. - powiedziałam bazgrząc coś po zeszycie znudzonym głosem.
- Yyy... okey... wracajmy do lekcji. - i tyle go słyszeli. Po skończonej lekcji udałyśmy się na stołówkę, gdyż była właśnie pora lunchu. Usiadłyśmy do stolika, przy którym ostatnio siedzimy i zajęłyśmy się jedzeniem. Po chwili dosiadło się do nas całe towarzystwo, które patrzyło się na mnie.
- Serio, jeśli nie odpowiada wam to kim jestem to możecie się ze mną nie zadawać, przyzwyczaiłam się. - mruknęłam.
- Nie oto chodzi. - powiedziała Olivia.
- A więc o co?
- Dlaczego nas okłamałaś? - zapytała Ruby.
- Po prostu... - westchnęłam- nie do końca jestem tu po to aby się uczyć. Ostatnio nie jest zbyt bezpiecznie no i dlatego mam tutaj być, tyle, że ta ich ochrona to trochę lipna jest, więc muszę sama na siebie uważać. Po za tym to nie chciałam aby było jak zawsze, odkąd pamiętam wszyscy raczej mnie unikali ponieważ bali się mnie, bali się, że zrobię im krzywdę, sami rozumiecie pochodzę z rodziny jakiej pochodzę. W dodatku jestem kimś kto przeżył i odbił zakazane zaklęcie. - powiedziałam.
- Nie łatwiej było nam powiedzieć prawdę? - zapytał Harry.
- Może i łatwiej, ale nie miałam pewności czy mogę wam wierzyć. Teraz już wiem. - lekko się uśmiechnęłam. W tym momencie poczułam pieczenie na nadgarstku i adres z dopiskiem "Zabierz ze sobą Zayna, o ile podjął decyzję". Spojrzałam na chłopaka.
- Zayn, podjąłeś decyzję? - zapytałam.
- Tak... zgadzam się. - powiedział, ucieszyłam się.
- Okey, chodź musimy iść. - wstałam i spotkałam się z pytającym wzrokiem zgromadzonych. - wieczorem bądźcie w moim pokoju, wyjaśnię wam.
Razem wyszliśmy z pomieszczenia, wytworzyłam przejście i razem weszliśmy do sali balowej na wyspie. Czas zaczynać. Po chwili przed nami pojawiły się stoły, przy których zasiadali najwięksi z największych. Zmniejszyli radę, ale dlaczego?
--------------------------------------------------------------------------
Kolejny rozdział oddaję w wasze ręce. :))

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz